Kwietniowy weekend w Palt

Myliłby się ten, kto uważa, że wyjazdy na wino można realizować tylko w lecie i jesienią. Na wiosnę winiarze zaczynają budzić się z zimowego snu i otwierają swe piwnice by zaprezentować światu najnowsze roczniki.

Spragnieni wiosennego słońca, świeżego wina i nowych rowerowych tras wyruszyliśmy do miejscowości Furth bei Göttweig leżącej na południowym brzegu Dunaju u podnóża wzgórza Göttweig. Naszą bazę stanowił urokliwy, kilkupokojowy hotelik prowadzony przez Państwa Sonnleitner w dzielnicy Palt. Z naszych okien rozciągał się epicki widok na Opactwo Benedyktynów Göttweig.

Po przybyciu w piątkowy wieczór do hotelu, za namową właścicieli udaliśmy się do jednego z miejscowych Heurige na wieczerzę. Pomino tego, że przybytek był pełen ludzi, bez problemu zostaliśmy zaproszeni do wspólnego biesiadowania z miejscowymi. Pomimo pewnej bariery językowej (nie każdy z uczestników wyprawy mówił po Austriacku) staraliśmy się nawiązać rozmowę i wspólnie miło spędzić wieczór.

W sobotę, po śniadaniu, czekały już na nas nowe rowery ze wspomaganiem elektrycznym. Jakże się ono przydało, gdy wjeżdżaliśmy pod górę do miejscowości Oberfucha na degustację win przygotowaną w ten weekend przez pana Christiana Parzera! Tu spędziliśmy dobre kilkadziesiąt minut degustując bardzo bogatą ofertę win białych. Dosyć dokładnie mogliśmy osobiście przekonać się jakie są różnice pomiędzy winami pochodzącymi z terenów o różnych stopniu nachylenia zbocza, czy czasu jego ekspozycji ma słonce. Pięć różnych wersji GRÜNER VELTLINER w tak małej winnicy to prawdziwy unikat. Nam najbardziej do gustu przypadł ten z zbocza Gaisberg oraz musiak SPARKLING CUVÉE. Po lekcji czas na relaks. Udaliśmy się malowniczą trasą rowerową do zjawiskowego miasteczka Dürnstein. Po drodze odkryliśmy wędzarnie makreli i mini targ na którym zaopatrzyliśmy się w winko do spożywanych prosto z kija ryb. Ach, cóż to była za wspaniała uczta. Dunaj, świeża ryba, zimne wino. Pełen chillout. Po uczcie kontynuowaliśmy naszą przejażdżkę wzdłuż trasy kolejowej łączącej Krems z okolicznymi miasteczkami. Odbyliśmy kolejną degustację win w największej spółdzielni winiarskiej Austrii – Domäne Wachau. Zrzesza ona kilkudziesięciu producentów wina i jest jednym z największych producentów w całej Austrii. Po tym jakże interesującym przystanku dotarliśmy do wspomnianego już wcześniej Dürnstein, które zachwyciło nas swoim urokiem. Warto nadmienić, że w twierdzy (dzisiaj ruiny) był przetrzymywany dla okupu – Ryszard Lwie Serce. Po tradycyjnym deserze (koniecznie z wykorzystaniem morel) postanowiliśmy kontynuować naszą podróż – nasz następny cel to miejscowość Spitz. To malownicze miasteczko słynie m.in. z winnicy produkującej rzekomo najlepszego GRÜNER VELTLINERA na świecie. Urokliwe stare miasto zachęciło nas do zajrzenia do jednej z wielu Heurige, gdzie spróbowaliśmy miejscowej wersji Jeuse. Wieczór już zapadał, a kwietniowe dni nie są tak długie i ciepłe jak sierpniowe, więc czym prędzem wróciliśmy do naszej bazy w Palt, by tam przy lampce białego wina wymienić się naszymi obserwacjami z degustacji win.

Niedziela, to czas powrotu do Polski. Po dosyć leniwym śniadaniu, postanowiliśmy jeszcze na chwilę podjechać do miejscowości Langenlois słynącej z tego, iż jest w niej najwięcej winnic w całej Austrii. Rozkoszując się wspaniałą kawą i wypiekami napawaliśmy się widokiem przejeżdżających klasycznych samochodów, które w ten dzień urządziły sobie mikro zlot.

Prosecco Superiore DOCG

Złote prosecco na Zamku Conegliano.

produkowane jest w trójkącie geograficznym, który od północy zamyka miasteczko Vittorio Veneto, od zachodu Valdobbiadene, a od wschodu Conegliano. Tym razem, ten rejon Europy obraliśmy za cel naszej enopodróży.
Najpierw samolotem z podkrakowskich Balic dolecieliśmy do portu Treviso, by podmiejską kolejką dotrzeć do Conegliano, które stanowiło naszą bazę wypadową na najbliższe kilka dni. Po zakwaterowaniu w komfortowym hotelu Canon d’Oro i szybkim odświeżeniu się po podróży wybraliśmy się na mały rekonesans po najbliższej okolicy. Starówka jest pełna urokliwych knajpek, barów oferujących testowanie prosecco, czy pełnokrwistych winiarni.

Kolejnego dnia, po wczesnym śniadaniu, udaliśmy się na zwiedzanie północno-wschodniej części regionu. Korzystając z nowoczesnych rowerów wyposażonych w elektryczne wspomaganie odwidzieliśmy szereg winnic produkujących prosecco. W miejscowości Vittorio Veneto właściciel trzy pokoleniowej (założona w 1892r.) winnicy Cantina Bevilacqua – pan Mario Bevilacqua – przygotował dla nas komentowaną degustację win. W trakcie której mogliśmy nie tylko skosztować jego wspaniałych wyrobów, ale przede wszystkim poznać prawdziwą historię wytwarzania lokalnego Prosecco DOCG oraz zwiedzić mini muzeum wina. Posileni taką wiedzą mogliśmy kontynuować naszą podróż – m.in. jadąc drogą stanowiącą jeden z podjazdów Giro d’Italia dotarliśmy nad urokliwe jezioro Lago Morto, niedaleko słynnego Lago di Santa Croce. Po krótkim odpoczynku udaliśmy się w dalszą podróż zwiedzające okoliczne winnice, by na rynku w Vittorio Veneto uraczyć się wyborną pizzą i kieliszeczkiem musującego napoju. W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze winnicę San Giovani Perini, gdzie nie tylko mogliśmy skosztować ich wyrobów, ale również mieliśmy niepowtarzalną okazję przyjrzeć się procesowi butelkowania prosecco.

Trzeciego dnia naszego pobytu mieliśmy zaplanowaną prawdziwą bombę! Zwiedzanie na włoskich skuterach Vespa trasy Strada Del Prosecco. Podobnie jak dnia poprzedniego, wczesne śniadanie i transfer podstawionym busem do wypożyczalni, gdzie czekały na nas nowe modele Primavera 125cm3. Po szybkim espresso (a jakże, przecież jesteśmy we Włoszech), wyposażenie w roadbooki i mapę udaliśmy się na naszą przygodę. Planowaliśmy dojechać do Valdobbiadene malowniczo poprowadzoną „Ulicą Prosecco”. Po drodze odwiedziliśmy m.in. malowniczy młyn Molinetto della Croda, czy piękną wioskę Rolle. W porze lunchu dotarliśmy na rynek Valdobbiadene, gdzie oddaliśmy się błogiemu lenistwu przy kieliszeczku musującego trunku i włoskich sałatek. W drodze powrotnej postanowiliśmy przetestować nasze jednoślady na jednej z najbardziej spektakularnych przełęczy na świecie – Passo San Boldo – składającej się z między innymi z 5 tuneli w których należy zawrócić, sześciu mostów i w sumie 17 zakrętów. Przełęcz leży na samym skraju Alp będąc niejako bramą łączącą te wysokie góry z rejonem Treviso. Przełęcz ta zwana jest również „100 dni” gdyż w tak krótkim czasie została ona wybudowana ogromnym wysiłkiem ponad 1400 jeńców, miejscowych kobiety, osób starszych, a nawet dzieci. Po zaliczeniu jej w obydwie strony, nadszedł czas powrotu i oddania naszych niezawodnych jednośladów w wypożyczalni. Do hotelu dotarliśmy podmiejskim pociągiem. Wieczorem, czekała na nas miła niespodzianka, gdyż nieopodal naszego hotelu odbywał się bardzo przyjemny koncert na który zostaliśmy zaproszeni. Ostatni wieczór był jak zawsze udany.

W sobotę, nasza grupa rozdzieliła się na dwie. Cześć z nas musiała wcześniej być w Polsce i korzystając z Pendolino udaliśmy się na lotnisko w Bolonii, a stamtąd do Krakowa. Druga grupa mająca więcej wolnego czasu zaliczyła jeszcze zwiedzanie Treviso przed wylotem.

Myślę, że wszyscy uczestnicy włoskiej wyprawy będą ją mile wspominać delektując się kieliszeczkiem Prosecco Superiore DOCG.